wtorek, 16 grudnia 2014

Karate


„Ciosy karate ćwiczyłem wraz z bratem”- śpiewał ongiś Franek Kimono czyli King Bruce Lee karate mistrz. Kiedyś, dawno co prawda, trenowałem. Sukcesów nie osiągnąłem- marne 4 kyu i znajomość kilkunastu „kata”. Dałem sobie spokój. Młody był lepszy, osiągnął 3 szczeble wyżej i blisko był już pierwszego DAN. Przerzucił się, z niezłym skutkiem, na aikido. Może wnuk osiągnie więcej. Patrzę jak trenuje i oglądam też test- mecze.

Otóż przyjechała silna drużyna z Maghnii, ale nasz Sansei- Ayashi postawił na najlepszych. Postąpił tak nauczony doświadczeniem bowiem na poprzedni mecz niefrasobliwie wystawił „skład makulatury”. No ale teraz pierwsze skrzypce gra u nas czarny pas, zwany Gorylkiem.
Skład międzynarodowy, więc Ayashi, biegły we francuskim, nadrabia miną i udaje znajomość angielskiego. Ale Maghnia ma w swych szeregach Amerykanina, nie byle jakiego mistrza 4 Dan, nazwanego przez nas pieszczotliwie - Brusek. Tenże Brusek, jakby to był sam Bruce Lee, naszego Gorylka wprost niszczył.
Żal mu się jednak chyba zrobiło, bo w pewnej chwili pyta (po angielsku) czy ma kontynuować. Ayashi z tego wszystkiego zapomniał języka w gębie (angielskiego na pewno) i mówi: „no, merci”. No i tu się zaczęło. „No mercy” przecie to po angielsku: bez litości!
Ale i dobra wiadomość: Gorylek wyżył.