poniedziałek, 25 listopada 2013

służba zdrowia a Nobel

Narzekamy na polską służbę zdrowia? A ci co narzekają mają jakąś skale porównawczą? No to posłuchajcie:
Byłem we Francji u mojego przyjaciela Czesława Lewy, profesora Uniwersytetu w Rennes, w Bretanii.
Specjalisty od fizyki laserowej. Któregoś ranka Czesio źle się poczuł, zawiozłem go zatem do kliniki uniwersyteckiej na badania. Zgłosiliśmy się gdzie trzeba i czekamy. Mijają minuty, kwadranse, godziny. Po trzech godzinach nie wytrzymałem i interweniowałem. Zrazu spokojnie, po następnej godzinie- ostrzej. Poskutkowało i po następnej godzinie doktór z pielęgniarzem podchodzą do mnie. Ten bierze mnie pod pachy i ciągnie do gabinetu. Ale ja nie jestem chory!- protestuję. Każdy tak mówi- on na to- proszę nie stawiać oporu. Wytłumaczyłem nieporozumienie i zajęli się w końcu tym rzeczywiście chorym. I już po 8 godzinach mogliśmy wyjść na wolność.
Nawiasem mówiąc mój przyjaciel opracował rewolucyjny system pomiarów w medycynie, tysiąckrotnie (!) dokładniejszy od dotychczas stosowanego. Było nawet zgłoszenie zespołu pod kierownictwem prof. Lewy do Nagrody Nobla.
Niestety ciężka choroba uniemożliwiła Czesiowi dokończenie i godne zwieńczenie swych prac. Szkoda

czwartek, 21 listopada 2013

następcy Kubicy

Mój przyjaciel, były czołowy rajdowiec Piotr Wróblewski, właściciel renomowanej rajdowej szkoły na Bemowie, był bardzo podekscytowany. Wyobraźcie sobie- mówił- przychodzi jutro do mnie na Bemowo następca Kubicy, będą kręcić o nim reportaż.
Chłopak 17 lat, wygrywa już z dużo starszymi, i został zaproszony do testów przez Ferrari! Będzie jutro w TV! Obejrzałem. Sam Piotr Wrr też pod wrażeniem, wypowiada się że to olbrzymi talent. No i rusza lawina. Po 2 dniach umawiamy się na sesję zdjęciową, a przy okazji Wróbel mówi (troszkę z niedowierzaniem), że zgłosił się do niego tata tym razem 15-letniego mistrza. Sprawdzę co umie- mówi z powątpiewaniem- bo ci rodzice są bezkrytyczni. Przyjeżdżam ze sprzętem foto na Bemowo i widzę Piotra Wrrr ze szczęką opadniętą do kolan. Wyobraź sobie-mówi- że ten młody pod dwóch kółkach pobił rekord toru. Biorę go za tydzień na profesjonalny wyścigowy tor.
Niech Kubica się nie martwi- ma następców!

niedziela, 10 listopada 2013

toczność choda

Byliśmy na wycieczce i teraz chłopaki dyskutują o rowerach. Krzysiek chwali swoją Meridę: sama jedzie, mówię wam! Przejechałem ponad kilometr bez naciskania na pedały, taką ma toczność! -Czy wiecie co znaczy słowo „toczność”?- pytam,- wytłumaczę wam na przykładzie:
Dawno temu, w pracy mieliśmy strasznego kadrowca. Podpisywało się wtedy listę obecności, chodziliśmy do pracy na siódmą, a on zabierał już listę o 7:01. Delikwent potem musiał pisać wyjaśnienia dlaczego się spóźnił, co zajmowało godzinę, nie minutę. Mnie skończyły się już wszystkie wymówki- naprzód zachorowałem ja i cała rodzina, potem brałem udział w różnych wypadkach, uśmierciłem krewnych i znajomych. Napisałem zatem tak:
„Kupiłem budzik produkcji radzieckiej. Ma on napisane: toczność choda (czyli dokładność) - 5 minut. Ja spóźniłem się tylko trzy. Jestem zatem lepszy niż radziecki budzik, proszę więc usprawiedliwić moje spóźnienie.”
Kadrowiec chyba zgłupiał bo odpisał:
„Należy wyrzucić budzik radziecki, a kupić jakiś lepszy”
Lepszy niż radziecki? O nie! Wziąłem pismo i zaniosłem do „popa” (Podstawowa Organizacja Partyjna). I od tej pory kadrowiec już się mnie nie czepiał.
A wy, chłopcy, już wiecie co znaczy „toczność choda”

czwartek, 7 listopada 2013

nie tylko Teneryfa

Nie można pominąć wyjazdu na sąsiednią wyspę Gomerę. Dużo mniejsza od Teneryfy, lecz podobnie podzielona jak nożem na 2 części- suche i słoneczne południe i wilgotną północ. Park krajobrazowy Garajonal, słynący z tzw „deszczu poziomego” (doświadczyliśmy) wpisany na listę UNESCO. Absolutną ciekawostką jest, ciągle jeszcze w użyciu, język gwizdany. Ze względu na znaczne odległości i kłopoty z transportem, tak się ongiś porozumiewali mieszkańcy wyspy. Gwizd nie zastępuje znaczeń, lecz imituje dźwięki, można zatem gwizdać w każdym języku. Języka tego obowiązkowo (!) uczą w szkołach. Na zakończenie prezentacji języka, dwóch tubylców daje pokaz. Ktoś z nas, chowa różne przedmioty, pierwszy z nich opowiada to gwizdem a drugi (nieobecny przy chowaniu), nazywa i odnajduje je bez pudła!
No i odrobina fartu. Kierowca- wesołek, ciekawie opowiadający, nie znający ani w ząb innego języka. Zaczęło się od tłumaczenia dla anglików, a potem robiłem za tłumacza dla całej grupy. Poszło nieźle, czym zaskoczyłem sam siebie.

środa, 6 listopada 2013

Teneryfa


O Wyspach Kanaryjskich było wiele powiedziane. Dla wielu stały się synonimem (szczególnie w czasach PRLu) luksusu gdzie „zdrowa” część społeczeństwa nigdy nie jeździła. A o tym że jest to bardzo ciekawa i przepiękna krajobrazowo część świata nikt nawet nie wspominał. Choćby krater wulkanu- leżący na Teneryfie najwyższy punkt Hiszpanii (ponad 3700 m npm), czy górska wioska z wąwozem Masca. Droga do Maski notabene przewyższa grozą wszystkie znane mi alpejskie drogi. Nasze Polo ciągnęło tylko na jedynce, mieszcząc się z trudem w zakrętach. Nie pominęliśmy też jednego z najwspanialszych w Europie Loro Parku. Na kilku hektarach zgromadzono kilkaset gatunków fauny i flory. Cudowne pokazy delfinów wspaniale współpracujących z ludźmi i wyczyniających karkołomne sztuczki. Orki dowcipnie wykorzystujące swą siłę do ochlapania ludzi siedzących w pierwszych rzędach. Frajerzy zlekceważyli ofertę sprzedaży pelerynek po 3 euro za sztukę, teraz musieli zakupić chyba nowe, suche spodnie i koszule. Foki- wiadomo, zręczne jak mało co, pingwiny w autentycznie zimowej scenerii i tysiące innych.
Odwiedzając stolicę Wysp Kanaryjskich- Santa Cruz, dowiedzieliśmy się że są dwie stolice. Otóż, gdy Gran Canaria urosła w siłę, zrobiła wraz z Lanzarote i Fuertaventurą- rokosz. Niepostrzeżenie ogłoszono Las Palmas na Gran Canaria- nową stolicą. Teneryfa się nie dała i tak to okazało się, że są dwie stolice. Wreszcie zawarto rozejm, i tak to stolica zmienia się oficjalnie co pół roku. Dodatkowym bodźcem wyboru wyjazdu na Teneryfę był chęć praktycznego sprawdzenia języka hiszpańskiego. Bez podpierania się angielskim. Próba wypadła nieźle, a czasami hiszpański był wręcz nieodzowny, jak np. w wypożyczalni samochodów, czy w muzeum w Masca. Albo przydatny jak w Icod de los Vinos, przy degustacji win. Prezentacja szła w slangu polsko-angielskim (tzw: ponglish). Przy próbie jakiegoś tam napoju, pani mówi: to działa jak viagra. Odczekuję chwilkę i protestuję: 5 minut minęło i nic! Panienka zrobiła wymowny gest pt: chodź ze mną to zobaczymy. Nie poszedłem, żona i tak by nie pozwoliła.
Wieczory spędzamy przy muzyce, gdzie trzech (na zmianę) pianistów daje koncerty. Pianiści różnej maści i klasy, jednego udało się wszelako przekonać do zagrania 2 pięknych preludiów Chopina. Drugi- artysta czujący klimat i rytmy, płynnie zmieniający ragtime w swing. Trzeci- znakomity kontakt z publiką, nieomalże koncert życzeń. Szczęśliwy że trafił na kogoś kto rozpoznaje, choć z grubsza, to co gra, przyjął moje pewne sugestie i w ogóle skumplowaliśmy się.