piątek, 29 sierpnia 2014

Lato, lato


Lato już się kończy, wraz z nim nieziemskie upały. Zaczynam znów treningi ping-ponga, które w lecie zawiesiłem. Po prostu temperatura w tej naszej blaszanej hali, nagrzanej w ciągu dnia, przekraczała wszelkie wyobrażenie. Teraz to nawet noce chłodniejsze, co pozytywnie wpływa na sen. Czy może być lepsza pora na wypoczynek dla emeryta? Z tymi nocami to może przesada, bo pod koniec sierpnia transmitują tenisowe US Open. A transmisje (jak to ze Stanów) lecą w nocy. Ale za to w dzień… Też nic z tego. Do końca miesiąca mam oddać 2 artykuły do pism brydżowych.

Poza tym to można wypocząć. Chyba.
Tyle że w tym okresie nakładają się na siebie dwie znaczące imprezy. Muzyczna: „Chopin i jego Europa” i brydżowa: „Grand Prix Warszawy”. Robię szczegółowy harmonogram turniejowo- koncertowy.
. Na domiar jeszcze występ Torda Gustavsena z cyklu „Jazz na Starówce” wpada na koncert Dang Tai Sona w Filharmonii. Jak to pogodzić?!
Nie wyrabiam się!! Ratunku!
Oj, ciężkie jest życie, mój emerycie

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Mundial

Mistrzostwa Świata w futbolu.
Ten Mundial bardzo ciekawy. Mnóstwo niespodzianek, bo drużyny z „drugiego rzędu” skazane na porażkę wcale nie pękają. Pęka natomiast całkiem niespodziewanie Brazylia. Ale np. taka Algieria sprawia kosmiczną niespodziankę- po raz pierwszy od blisko 30 lat strzela bramkę, ba! nawet wychodzi z grupy!! A przypomnę historię z MŚ 1982, kiedy to Algieria z Beloumim (ichni Lubański) na czele wygrała z Niemcami rozbudzając do czerwoności emocje, a potem ustawiony remis Niemców z Austrią wyeliminował pewnych prawie awansu algierczyków.
Wschód i Zachód Algierii zareagowały na to inaczej: W Tlemcen (kulturalny zachód) pomalowali osła na zielono, napisali na nim „Hrubesh” i puścili na miasto, a na austriaków- autrichien, zaczęto mówić : autre chien (inny pies). W Annabie (dziki wschód) uznali wyższość prostszych środków wyrazu- po prostu zdemolowali lub podpalili niemieckie i austriackie samochody (przy okazji dostało się też kilku niezidentyfikowanym pechowcom).
No i wreszcie teraz piłkarzy Algierii witano jak bohaterów narodowych. Nawet Beluomi czy Madjer poczuli chyba zazdrość…

czwartek, 21 sierpnia 2014

Piłem w Spale, spałem w Pile

Piłem w Spale, spałem w Pile
Kiedyś, jeżdżąc autostopem spałem Pile. Teraz zatem, pomyślałem, że warto skompletować Spałę. Wynalazłem bez kłopotu kwaterę niedaleko Pilicy, zabrałem chłopaków i jazda. Chłopcy zachwyceni, zwłaszcza tym, że zgodnie z powiedzeniem poszliśmy się napić.
Z kubkami ice tea i coli wracamy przez most, a Krzysiek pokazuje coś na dole i komentuje beznamiętnie: topielica!! Zmartwiałem, ale wytrzeszczam gały i nic nie widzę. A chłopcy też jakby nie przejęci. Przerażony myślę, że trzeba kogoś zawiadomić, policję, komisariat rzeczny? Gdy ochłonąłem, doszło do mnie że Krzysiek pokazał rzekę mówiąc „to Pilica”.
A przecież słuch mam dobry…

sobota, 16 sierpnia 2014

baba szanel?

Kiedyś, pierwszy ( i ostatni) raz, po wielu latach, poszliśmy do kina Polonia. Film Polańskiego „Pianista” na tyle renomowany, że spodziewaliśmy się pełnej sali. I zaskoczyło nas, że gdy weszliśmy- frekwencja skoczyła o 100%. Seans dla 4 osób opłacać się nie może, toteż przewidywałem rychłą plajtę tego przybytku sztuki. Wykrakałem, ale w miejsce kina powstał teatr Polonia, i pod dowództwem Krystyny Jandy stanął na nogi.
Odwiedziłem go, dostawszy zaproszenie spektakl Baba Chanel, od wieloletniej przyjaciółki - Basi Horawianki. Bez zaproszenia pewnie miałbym opory, zważywszy na ceny biletów- 120 zł!! A mówią, że kultura ma docierać pod strzechy! A sama „Baba Chanel”- coś tak jak „(nie) pora umierać” z Szaflarską, tylko w klimacie rosyjskim. I Horawianka olśniewająca jak zawsze.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

wakacje

Lato to doskonała pora na cotygodniowe mini-wakacje.
Gdy pracowałem- w piątek już uciekaliśmy na działkę. Powrót późno w niedzielę. Na emeryturze oczywiście takich ograniczeń. A sama działka? - kawałek lasu nad rzeczką. Nic tu nie rośnie, co zwalnia z moralnego obowiązku sadzenia pomidorów czy buraków, uprawiania grządek. Rosną dzikie konwalie, dzikie maliny i poziomki. No i, jak przyjdzie urodzaj, grzyby. Jest zatem dużo czasu i można uprawiać coś innego.

Na przykład swoje hobby. Słuchanie muzyki wykluczamy, gdyż tu najpiękniejszą muzyką jest cisza i śpiew ptaków. Ale można pograć w brydża, a bliskość natury daje dodatkową frajdę. A fotografia? Sprzęt do fotografii makro daje nieograniczone możliwości, a i towarzystwo bardzo fotogeniczne. Np. nasza lokatorka (mieszka pod schodami)- żaba Felicja.

Kiedyś, przymierzając się do ujęcia kropli wody na szpilkach jałowca, zauważyłem trzmiela lecącego w moją stronę. Niezadowolony wyraz (?)twarzy widać na fotce, którą udało mi się zrobić. Zdjęcie pt. ”lot trzmiela” poszło do National Geographic. Może zrobię „lot nad kukułczym gniazdem” jak doczekam następnego lata..

Oj, na emeryturze, możliwości są duże!

sobota, 2 sierpnia 2014

Rajdy


-Chcesz robić za umysłowego?- zapytanie tej treści postawione przez mego przyjaciela rajdowca, wprawiło mnie w osłupienie. Wiadomo- kierowca to fizyczny, wykonuje to , co umysłowy (pilot) każe.
- A zamontowałeś wycieraczki od środka?- odpowiadam, świadom mojej bliskiej zażyłości z chorobą lokomocyjną.
- Weźmiesz aviomarine- on niefrasobliwie na to,- zresztą nie musisz nic dyktować, przejedziemy tylko próbnie jeden O.S.
Wziąłem dwie aviomariny i nadrabiając miną usiadłem na fotelu pilota. Subaru WRC Piotra Wrrrrr na luzie charczy, jak wielbłąd chory na gruźlicę. Lekkie nadepnięcie gazu i z słyszę że Zeus gromowładny ostrzegawczo płucze gardło gwoździami.
Uwaga- mówi Wrrr,- 3..2..1.. GO!!!
Zeus wypuścił pioruny!! Wciska mnie w fotel z siłą 2 ton, oczy uciekają do środka głowy, a krew z niej odpływa. Po 5 sekundach mamy setkę , za chwilę 200, 230..
- Uważaj! - krzyczy.
Nie wiem na co uważać, bardziej czuję niż widzę ostre hamowanie przed zakrętem. Pasy przecinają mnie na wylot, a oczy wyskoczyły same i wylądowały na przedniej szybie. Śniadania przezornie nie jadłem, zgodnie z wojenną zasadą- na akcję idziemy na czczo. Miota mną strasznie. Zamykam oczy i próbuje sobie wyobrazić, że jestem na rollercasterze. I że znoszę te katusze dla przyjemności.

Droga się zmienia, z asfaltu przechodzi w szuter, kurz taki że na metr nic nie widać. Czuję znów zmianę przyczepności. Chyba glina, bo wjeżdżamy w las. Ślisko, że koń by się przewrócił. Przyczepność zero. Nie wiem jak można utrzymać się w ogóle na takiej drodze i jeszcze sterować?? Chyba czary! Wreszcie stajemy. Wyciągają mnie z samochodu. Reanimacja. Wyżyłem!!
Na umysłowego jednak się nie nadaję!