poniedziałek, 14 października 2013

świętokrzyskie

Wiele pięknych miejsc mamy w Polsce. Bardziej lub mniej znane i odwiedzane. Troszkę w cieniu innych sław, egzystują sobie Góry Świętokrzyskie. I na nie właśnie padł nasz wybór. Wybraliśmy gospodarstwo w Tarczku koło Bodzentyna. Po trosze z lenistwa- lokalizacja w samym sercu Gór Świętokrzyskich, wszędzie blisko, zapewnione całodzienne wyżywienie (jak się okazało w praniu- fantastyczne). Po trosze z wyrachowania- był tam stół pingpongowy.
Zaczynamy od Bodzentyna- tamtejszy zamek figuruje, nie bez kozery, we wszystkich przewodnikach i wart jest zainteresowania. Wyławiam z upodobaniem różne kadry i szczegóły, aż tu słyszę podejrzany szmer, i coś niedużego wychynęło zza węgła. Niechybnie dzik, a ja do obrony mam tylko mojego Canona z lufą 500mm. Ciężka, ale czy na dzika starczy?
Wątpliwości rozwiewa sam dzik, odzywając się: good myrning, Porand is very nice, I’m rooking for a good randscape, you know wer dis caster? Tłumaczenie nieskomplikowane, gdyż w porę przypomniałem sobie że japończycy generalnie nie wymawiają „L”. Wymieniliśmy serdeczności i wiadomości co warto w okolicy, i Yukyo Watanabe znikł jak duch.
Z tego co warto, najbliżej było do milenijnego Bartka, dębu- legendy. Sam o własnych siłach już nie stoi, wspiera go potężna rusztowanie. Z atrakcji nie można pominąć malowniczego zamku w Chęcinach- gwiazdy polskiej kinematografii.
Nieopodal Opatów, ze słynnymi krzemionkami i kopalnią krzemu. Dalej Ćmielów znany z porcelany,
co widać po wystawionych okazałych kolorowych nocnikach. I Bałtów, z Parkiem jurajskim, i skanseny i niezapomniana jaskinia Raj, gdzie wchodzących wita Baba Jaga. Dla piechurów mnóstwo ścieżek turystycznych, z wejściem na Łysą Górę oraz na Łysicę włącznie. Nie pomylić się- są to dwie różne góry!. No i jeszcze najładniejszy chyba zamek- Krzyżtopór. Któregoś dnia przyszło nam do głowy, by odwiedzić (bagatelka, 150 km) malowaną wioskę-
Zalipie. Jedziemy wg GPS, a tu droga się urywa. Wracamy, zasięgamy języka, wszystko ok.- trza przejechać przez rzekę. Mostu brak ale jest za to prom! Dodatkowa atrakcja, choć nie tak wielka jak Zalipie. Warto jechać tam nawet i 300 km. Choćby dla samych zdjęć.

środa, 9 października 2013

pokój pacjentom

Pokój pacjenta. Może raczej powinno być „pokój hutnika”, albo „pokój pacjentom” (wstępującym w nasze progi). Ale nie, na drzwiach sali nr 8 (jak to się dawniej pisało) widnieje dumne „pokój pacjenta”. Przyjęto mnie na oddział, na niegroźny zabieg, we środę rano. Naszym czteroosobowym oddziałem opiekuje się dzielna druhna oddziałowa. Sadza nas na korytarzu i znika. Nikt się nami nie interesuje, wykwaterowują naprędce naszych poprzedników. Nagle widzę jak dwóch z naszej czwórki bierze bagaże i zasuwa zająć dobre łóżka. Siedzę trochę osłupiały, a siostra bez osierdzia pyta czy zajmuję (ostatnie wolne) miejsce. Nie było rozkazu- mówię. Patrzy na mnie z politowaniem, a ja czuję się jak przyjezdny spod Wąchocka. Byle do obchodu- myślę sobie- może się dowiem conieco. Wreszcie jest! W ciągu całych 10 sekund poświęconych mi, dowiedziałem się że zabieg przesunięto na piątek, bo mają natłok operacji. Biedacy, dowiedzieli się o tym chyba przed chwilą. Ale dzień więcej- cóż to wobec perspektywy rychłego zabiegu. Obejrzę telewizję- pomyślałem,- na dwójce gra Radwańska. Włączam TV i słyszę: „wrzuć monetę…”. Jeden kanał – szpitalny- bezpłatny. Reszta płatna. Za to obiady dają bez ociągania- o 13:00, a w weekendy to nawet 11:45. Po zabiegu musze odsiedzieć 2 dni dłużej, bo ktoś zapomniał (ten nawał zajęć) wykonać pewne istotne czynności zawczasu. A to w weekend- niemożliwe. Tu, na laryngologii, sporo pacjentów ma udrażniane kanały nosowe. Skutek tego jest różny. Gdy w środku nocy obudziły mnie czołgi na manewrach pod samymi oknami, myślałem że wybuchła wojna. A to sąsiad, chrapiący nawet przed operacją dość głośno. Ale wtedy dało się spać. Trudy „nieprzespanej nocy znojnej” wynagradza żona, przynosząc mi większy, niż zazwyczaj przysługuje, kawałek wyśmienitego imieninowego sernika. I w ogóle opiekuje się mną jak chorym. Może i warto czasami pójść z wizytą do szpitala.

poniedziałek, 7 października 2013

mania brydża

I jeszcze te zarwane noce! Na szczęście bez konsekwencji w pracy. Transmitują na żywo brydżowe Mistrzostwa USA- Spingold, o randze Otwartych Mistrzostw Świata. Za niedługo Bermuda Bowl czyli tym razem już Mistrzostwa Świata drużyn Narodowych. Transmisja z Bali (Indonezja) zaczyna się o 5 rano. Spingold dla odmiany trwa do białego rana.
Śledzę poczynania naszych drużyn na BBO (Bridge Base Online) z fachowymi komentarzami ekspertów. A mamy co oglądać- polska drużyna idzie jak burza, przechodzi eliminacje i kolejne fazy turnieju, by w finale ograć niepokonaną drużynę włoską! A pierwsze skrzypce w naszej drużynie gra Jacek Kalita.
Gdy ok. 20 lat temu tworzyliśmy wspólnie z Maciejem Kalitą drużynę brydżową Spójnia Warszawa, najmłodszym jej członkiem został właśnie 13-letni wówczas Jacek. Gdy skończył 14 lat, wystawiłem go (jako kapitan drużyny) po raz pierwszy do meczu ligowego. Przeciwnicy nie wierzyli własnym oczom, i zanim się połapali o co idzie- przegrali mecz do zera. Dziś Jacek Kalita uważany za jednego z najlepszych graczy świata.