niedziela, 30 września 2012

alfabet

Polacy nie gęsi. Więc może np flamingi?
Znaczy to że Rej był wieszczem. Albowiem przewidział niesłychaną dążność naszej nacji do indywidualizowania. I zmian utartych ścieżek. Przykłady?- proszę bardzo:
- Przy okazji tłumaczenia wnukowi Jasiowi zasad tworzenia wielkich liczb, musiałem mu też wyjaśnić (jesteśmy wszak w Europie) różnice w nazewnictwie. Ktoś kiedyś pomyślał. Albo raczej nie.
Otóż mamy podstawę (jednostkę) tysiąc (mille). 10 do potęgi trzeciej , 10^3. Czyli trzy zera. Dalej milion czyli tysiąc tysięcy (10^6), Bi-lion czyli tysiąc milionów (10^9), Try-lion (10^12), Kwadry-lion etc. Proste i logiczne. Można tak wymyślać liczby w nieskończoność.
Ale u nas bilion (i wszystkie inne dalsze wartości) jest w innym miejscu. Miejsce biliona zajął bowiem zupełnie nieoczekiwany stwór- miliard (10^9). Przesuwa to cała tabele w sztuczny sposób i komplikuje niesamowicie kwestie tłumaczeniowe, no bo jak wytłumaczyć anglikowi ze bilion to w zasadzie nie bilion lecz trylion??
- Gdy tworzono gamę muzyczną, za podstawę nazewnictwa wzięto gamę molową zaczynającą się od dźwięku ‘a”. a więc idzie to tak: a-b-c-d-e-f-g-a. I na „A” kółko się zamyka. Gama durowa zaczyna się od „C”: c-d-e-f-g-a-b-c, czyli do-re-mi-fa-sol-la-si-do.
Klawisze czarne nazywamy tak: Albo podnosząc dźwięk „biały”, a więc gis od „g”, czy cis od „c”. Albo obniżając dźwięk, czyli „as” od „a” czy „des” od „d”. Proste.
Inne nacje też mają metodę , np. Anglicy podwyższając dźwięk dodają „sharp”, a obniżając- „flat”. Więc „cis” to c-sharp a „des” to d-flat. Ale u nas ktoś znów „pomyślał”. Otóż nie spodobała mu się nazwa klawisza leżącego pomiędzy „a” i „b”. No bo jak nazywałby się „ais” czy „bes”?. I nazwał go „B” (!!) a następny biały klawisz czyli „b” nazwał pierwszą wolną literą czyi „H”.
No i mamy dziwoląg w skali światowej- popis dla tłumaczy. Sonata b-minor u nas nazywa się h-moll, nie mylić z sonatą b-flat minor, czyli u nas b-moll. A podstawowa gama durowa idzie: c-d-e-f-g-a-h-c. Molowa: a-h-c-d-e-f-g-a. A może by tak uczyć tego alfabetu w szkołach? A H C D E … ładnie, nie?

czwartek, 27 września 2012

aut!


Wracam właśnie z treningu ping ponga. Dziś lekcje miałem z trenerem- Michałem. Taka godzina treningu- zwykle ustawianie i poprawianie techniki to bardzo pożyteczna rzecz, i praktykują to nawet dużo lepsi ode mnie. Ostatni kwadrans to krótki meczyk na punkty. Z Michałem grającym normalnie (szmaja, gra lewa ręką) nie mam żadnych szans więc są 2 metody:

• Pierwsza- handicapowa. Punkty liczą mi się (jak uda się zdobyć jakiś)- trzykrotnie. Zbyt trudny serwis (nie do odebrania) nie liczy się. A za wyjątkowo złośliwy serwis- odejmuję mu punkt. Tym sposobem udaje się jakiegoś pojedynczego seta wygrać.

• Druga metoda- prostsza. Michał na co dzień mańkut, musi grać prawą ręką. To tak jakbym ja grał lewą. Tu już czasami nawiązuje walkę. Dziś spytał jak ma grać. Żadnych ulg- mówię- graj jak człowiek prawą ręką. Ale i tak mnie ograł.
Przy okazji człowiek się uczy. Jedna jego piłka o mały włos nie dotknęła stołu. On podniósł rękę (tak dla żartu), sorry- mówi. Niby ze widział (słyszał) ze piłeczka zahaczyła o stół.

Nie ze mną te numery. Setki godzin gry w tenisa i wypróbowałem takie (wiadomo) żarty.
- przeciwnik gra pierwszy serwis autowy. Aut!- krzyczysz- i walisz rozluźniony cudowną piłką nie do obrony. Przeciwnik zbiera się do drugiego serwu a ty: żartowałem- mówisz.


- leci piłka do której nie dochodzisz, zanim więc spadnie krzyczysz: aut! Bywa ze partner się skonfuduje. Lub tak się roześmieje że rozboli go brzuszek.
A co zrobić jak przeciwnik zagra skrót- tu już nie możesz krzyknąć: aut. Więc co? Obrońca (ty) daleko, napastnik blisko, a więc- spalony!

poniedziałek, 24 września 2012

do pracy rodacy!


No i znów początek nowego roku szkolnego. Jasiek- czwartoklasista- już w innym wymiarze: nie jedna nauczycielka od wszystkiego lecz nauczyciele specjaliści. Najlepszy w klasie z matematyki i chce tę opinię potwierdzić. Fascynują go duże liczby: milion…bilion… trylion… Oktylion- to jest chyba największa liczba- oznajmił mi ostatnio. No to zaczęliśmy wymyślać coraz większe liczby i dla zabawy nazywać je, wytłumaczyłem mu zasady potęgowania. Pojął wszystko w mig. Ciekaw jestem czego będę go uczył w czwartej klasie, funkcji potęgowych czy rachunku różniczkowego??

Jozin- niedawno nie odstawał od ziemi a teraz zasuwa już do średniaków! Patrzeć tylko jak starszaki i szkoła! Bardzo dociekliwy umysł, spędza godziny nad encyklopedią dziecięcą żądając szczegółowych informacji. Dużo spokojniejszy od Jasia ale jak zaczną nakręcać się we dwóch!! Jak to wytrzymać?



Marysia dla odmiany zaczyna swoją przedszkolną przygodę, szybko zaadaptowała się w przedszkolu i podoba się jej. Przezabawnie brzmią w ustach takiego brzdąca wyrażenia z krainy dorosłych: Marysiu , pójdziemy na plac zabaw? „Zastanowię się”- pada odpowiedź. Za chwilę słyszę opinię- „babcia chyba oszalała. To kompletna masakra”.

Zosia o półtora roku młodsza chce we wszystkim dorównać starszej siostrze i robi to co ona. Marysia skacze na batucie – ona też! Rysuje- a jakże też, czemu nie. Szybko rośnie i zaraz nie będzie wiadomo która siostra jest starsza.
Najmłodsza Weronika świeżo ochrzczona więc dużych osiągnięć jeszcze nie ma ale ciągle się śmieje. Pójdzie w ślady starszych sióstr.

piątek, 21 września 2012

nic trudnego

Życie zawodowe – ponad 40 lat ostatecznie, odcisnęło jakoś swoje piętno. Dużą cześć przepracowałem w projektowaniu, i to i w Polsce i za granicą, ostatnie 20 lat to głównie w Project Managemencie, ale np. w Libii rok w nadzorze. I to w warunkach nie rozpieszczających nikogo. Toteż gdy teraz zdarzają się propozycje nadzorowania czegoś tam jest to kaszka z mlekiem. W projektowaniu- w Prochemie przeszedłem drogę od asystenta po starszego projektanta, ale np. w Algierii pracowałem w biurze urbanistycznym. Roboty różne- nowobudowane osiedla i restrukturyzacja starych zabytkowych dzielnic. No i czasami trafiały się różne niespodzianki. Ale dla chcącego nie ma nic trudnego.
A tym bardziej dla polskiego inżyniera. Bolanda czyli Polska- to słowo budziło sympatię, a „Mohandes”- czyli inżynier- tu dodatkowo budziło szacunek. I przeświadczenie że polski inżynier może wszystko. W Algierii pracowałem w „service VRD”- czyli drogi (Voirie) i sieci (Reseaux Divers), a jako szef ekipy musiałem znać się oczywiście na wszystkim.

Pewnego razu przychodzi do mnie sam Dyrektor i oznajmia że zrobię projekt regulacji rzeki koło Guelmy. Daje mi do pomocy asystenta i dwa tygodnie czasu(!!) bo zbliża się pora deszczowa. I mam oczywiście dać wszelkie materiały do „appel d’offre” czyli materiałów przetargowych. Taki projekt wykonują specjalistyczne biura hydrologiczne i melioracyjne przez kilka miesięcy. Może w Polsce ale nie tu!
Nauczyłem się szybciutko od drogowców zasad robienia przekrojów i obliczeń bilansu mas ziemnych. Niezbyt trudne ale niezwykle pracochłonne. Ale przecie mamy świeżo zakupiony komputer IBM. Trzeba go jeszcze zaprogramować w określonym języku. Na szczęście tym językiem okazał się dość nieskomplikowany „Basic” więc zrobienie schematu blokowego i napisanie programu dla polskiego inżyniera nie było zadaniem ponad siły.

Ale po pierwsze- wizyta w terenie. Obejrzałem urocze rozlewisko o powierzchni kilku hektarów, ale szczęśliwie dostrzegłem szczątki koryta rzeki – wlot i wylot- które to moi geodeci zręcznie pomierzyli. Wyszarpałem też z „Direction d’hydraulique” dane dotyczące przepływów i opadów. Mapy też oczywiście dostarczyli.

Zrobienie obliczeń metodą „wstecz” to już fraszka. Metoda ta oczywiście polega na takim balansowaniu współczynnikami i danymi aby otrzymać pożądany wynik. A obliczenia hydrauliczne bazują w dużej mierze na współczynnikach dobieranych „par experience”. A experience miałem.


Oszczędzę szczegółów, dość że powiem że po dwóch tygodniach projekt został zrobiony. I – co więcej- przyjęty (jako rzecz całkowicie normalna) do realizacji.
Nic trudnego.

poniedziałek, 17 września 2012

układ


Granda i tyle. Bo czy można kibicom zabronić oglądania meczów reprezentacji Polski? Całe życie myślałem że nie. Jak widać myliłem się. Chcieliśmy z młodym obejrzeć mecz z Czarnogórą ale bandyckie metody – opłata za oglądanie- wyraźnie do tego zniechęcały. Tak nas jak i innych kibiców. Ale są inne metody.

Wynaleźliśmy niedaleko na Bemowie fajny bar z ekranem (!) i grupką kibiców- normalnych nie chuliganów czy kiboli- i obejrzeliśmy mecz. Atmosfera bardzo fajna, na pewno bardziej sprzyjająca integracji niż oglądanie w domu. A że sam mecz trzymał w napięciu do ostatniej minuty- wyszliśmy zadowoleni. Na następny mecz też idziemy.



Najbardziej zadowoleni to chyba byli właściciele barów, pubów i inni restauratorzy. No bo ono zarobili w skali kraju nieporównywalnie więcej niż Związek na kartach które wykupiło ponoć tylko 50 tys ludzi.
I- rzekłbym- o 50 tys za dużo!

Zawiodłem się tylko bo nie usłyszałem (a może niedokładnie słuchałem) typowej dla pana Prezesa (lub kogoś z jego świty) insynuacji że to był celowy układ. Układ Tuska z restauratorami.

czwartek, 13 września 2012

Fejsbuk i inne takie


Zapisałem się na Facebooka. To znaczy odnowiłem konto po tym jak facebook obraził się na mnie i nie chciał mi zmienić adresu. A ja na niego. Ogólnie to nie czułem potrzeby lecz zostałem jakby zmuszony. to znaczy mocno zachęcony. Ale wreszcie się przełamałem. No i fajnie, nawet włącznie z tym ze z jednym kolesiem „gadam” sobie po hiszpańsku. No i proponują mi wkładać gdzieś jakieś zdjęcia. No to coś wrzuciłem tutaj:

https://plus.google.com/u/0/photos/105415158023864375087/albums , na razie Norwegia, Maroko, Portugalia. W miarę upływu czasu włożę coś innego. Coś też chcą żebym włożył na U-Tuba. Mam dużo prezentacji i spokojnie wrzuciłem kilka małych np. mały filmik jak fajnie jest na działce nad Bugiem

http://www.youtube.com/watch?v=sdBO6e53xn4&feature=g-upl dałem mu tytuł Na Bug co. Jeszcze mam inne np.

z Kazimierza http://www.youtube.com/watch?v=uBVN4vg2RCE&feature=g-upl . czy też Pont du Gard. Chcę włożyć normalne prezentacje- większe ok. 30 min spróbuję.
Spróbowałe. dostałem adres na dailymotion http://www.dailymotion.com/piautre#video=xtnc3p

poniedziałek, 10 września 2012

koń


Tak Jaśko jak i Jozin mają pociąg do przyrody. Największym pragnieniem młodego było- odkąd po raz pierwszy zobaczył że można- przejechać się na koniu.
Wyszukaliśmy zatem niewielką stadninę pod Wyszkowem, umówiliśmy pierwszą lekcję i pojechaliśmy. Na miejscu oczywiście nie ma tak, że na konia i hajda. Nie, nie. Naprzód wizyta w stajni, wybór konia, zapoznanie się, ba- zaprzyjaźnienie się z nim. Poklepywanie konia i rozmowy z nim, by go zachęcić. To samo zresztą, tym razem z dokładnym wycieraniem konia, też i po zajęciach.
Wreszcie zaczęło się. Jazda po małym kółku z trzymanką, potem wypuszczanie konia troszkę luźniej, potem na dłuższej lonży (nie wiem czy to się tak pisze, bo oryginał jest we francuskim). Młody zachwycony, nauczył się już że hamuje się okrzykiem prrrrrrrr! A rusza- waląc konia z letka piętami.

W pewnej chwili właściciel- prowadzący zajęcia- odszedł od konia do innego „kursanta” i młody pozostał sam. Koń stoi ale on chciałby jechać, wali więc ile sił w pięcioletnich nóżkach ale koń ani drgnie. Młody nie daje za wygraną:
Prosem pana- krzyczy- koń się zepsuł!!!




Takie to bowiem- prosem pana- wyobrażenie miastowej dziatwy o urządzeniach, m.in. o tych służących do transportu.
Pra-dziadek jak zawsze znalazł celną uwagą: pewnie zepsuł powietrze- rzucił.

czwartek, 6 września 2012

i po polsku do kompletu


W Algierii powstawały limeryki też i po polsku. Na przykład po wizycie w miasteczku na przedmieściu pustyni- Brezina. Tu polonia zgodnie podzieliła sie na dwa obozy, jedni mówili Berezyna, inni- Brzezina.



W miasteczku zwanym Brzezina
Chłop położył się na szynach
Po co kładł się?- ktoś zapyta
Czy wkurzyła go kobita?!
Tak!- bo był na obiad szpinak.



Mieszkałem 3 lata w Annabie
Raz w Annabie
Chłop swej babie
Perswadował by na zabieg
Poszła bowiem na zabawie
Bawiła zbyt długo w trawie


I również 3 lata w Tlemcen


Na zachodzie zaś w Tlemcenie
Kiedyś cnota była w cenie
Kargulowa z Pawlakowską
Patrzyły się na to z troską
I szeptały; nikt nie chcemie
Po przyjeździe panny Joli
Co nie była wcale ”jolie”
Znowu miały powodzenie


No tak, ta forma limeryku może trochę naciągana. Ale brzmi jak klasyczny limeryk.

poniedziałek, 3 września 2012

a po arabsku??


W Maghrebie króluje tzw slang franko-arabski. Podstawowym zwrotem na początek rozmowy jest: asma huja (słuchaj bracie) lub szuf huja (patrz bracie). Pisane w transkrypcji francuskiej dla niepoznaki. Zwroty te oczywiście znane i chętnie używane przez polonię. No i wymyśliłem na to odpowiedź:


Je connais beaucoup d’Algeriens
Qui me demandent quand je viens:
Kerak, lebes*? Hamdulillah*- czy dobrze sie czuję
et commencent la phrase en: chouffe khouya
Je donc reponds: chouffe le tiens



To już niestety wymaga wyjasnień. Słowa już znamy.
Szuf (chouffe)- patrz
Huja (khouya)- brat


Algierczycy już mówią do mnie- „kolego“
Chcą za mną pogadać, ja też nie od tego
Jak leci, dobrze?, to fajnie- czy dobrze się czuję
Zaczynając każde zdanie od „szuf huja“*
Wiec odpowiadam grzecznie: “patrz na swojego“


*to oczywiście po arabsku