Najbardziej fascynująca z Wysp Kanaryjskich – Lanzarote. Park Narodowey Timanfaya jest na liście UNESCO nie po to, by teraz dawać go zadeptać. Wjazd na „drogę wulkanów” tylko autokarami w zorganizowanych grupach. Wjeżdżamy na samą górę, skąd rozpościerają się widoki na kratery wulkanów.
Niedowiarki mówią, że sceny (ponoć na żywo) ze zdobycia księżyca, były nadawane stąd!! W autokarze, z głośników słyszymy ciekawe komentarze na tle wspaniale dobranej muzyki (Requiem Mozarta), potęgującej wrażenie.
A wszędzie, gdzie się ruszymy widać rękę Cazarego Manrique. Genialny architekt, polityk i działacz, doprowadził mi.in. do porządku architektonicznego. Nie ma wieżowców, dużych centrów handlowych, a przede wszystkim reklam, szpecących krajobraz. Domki są parterowe lub jednopiętrowe, pomalowane na biało.
Co krok widać też jego prace, jak np. pomniki „żywe” (na wiatr) czy statyczne jak „pomnik wieśniaka”. W grotach „jameos del agua” zaprojektował amfiteatr z taką niepowtarzalną akustyką, że Stańko już nie musi lecieć do Indii, by w jaskiniach Karla Caves nagrać kolejną płytę.
W drodze powrotnej przystanek w kawiarence na wyśmienitą kawę z rumem. Jedna z pań nic nie zamawia, informując z wyższością, że nie będzie płacić za kawę (1 Euro), bo ma przecież „All excuse me”. Druga nie chce być gorsza i zamawia: Kava, proszę. Mieliśmy uciechę, gdy kelner przyniósł szampana. Mina pani – bezcenna.
Przez lata głównym przedmiotem polowania ( z tchórzofretkami) były króliki. Stąd tubylcy nazywani są „Conejeros” (conejo- królik). Radzę nie pomylić z „cojoneros”.
Sami już robimy wycieczki po wyspie. Wjeżdżamy na najwyższe punkty wyspy z wulkanem Corona, i cudownym widokiem na wysepkę Graciosa. Zjeżdżamy do wioski przylepionej do morza – Punta Mujeres. Domy dotykające do Oceanu są często zalewane. Na jednym z nich zobaczyliśmy zadziwiające rękodzieło – podwyższenie komina o metr. Okazało się, że w czasie sztormów woda tak szaleje, że wlewała im się przez komin.
W zatoce surferów podziwiamy dwumetrowe fale. Kąpieli nie ryzykowaliśmy. Za to kąpiemy się chętnie na naszej plaży w Puerto del Carmen. To już trzecia nasz pobyt w tym regionie, i nie ostatni.