Człowiek uczy się całe życie, a życie lubi płatać niespodzianki. I tak to uzbrojony w tę ponadczasowa prawdę szedłem do filharmonii na koncert fortepianowy Pendereckiego. Spodziewałem się (przyznam się bez bicia) czegoś w rodzaju „Jutrzni”, której jeszcze nigdy nie udało mi się dosłuchać do końca. W najlepszym razie „Symfonii Bożonarodzeniowej”. A gdy jeszcze się dowiedziałem że ów koncert miał być czymś w rodzaju „caproccioso”, a po atakach z 11 września kompozytor zmienił go na „epitafium”- spodziewałem się najgorszego. I tu niespodzianka- koncert bardzo odbiega od obiegowych opinii o kompozytorze- bardziej przypomina Strawińskiego czy Bartoka. Kupiłem nawet po koncercie płytę, z własnoręczną dedykacją bohaterów owego koncertu. A więc uwaga!- nie liczmy na najgorsze i nie najeżajmy się zawczasu. Może nas zawsze spotkać miłe rozczarowanie!
Nie rozczarowałem się natomiast na innym koncercie, słuchając V koncertu Beethovena w wersji fortepianowej. Franko-cypryjski pianista i kompozytor Katsaris wziął się za Beethovena zachęcony swą (udaną dość) przeróbką koncertu Liszta. Dokonywał cudów, grając przecie dziesięcioma tylko palcami, partie orkiestralne i solo fortepianu. Przeróbka i wykonanie genialne. Ale Liszt to nie Beethoven- tu struktura muzyczna jest tak gęsta, że fortepian po prostu nie brzmi i nachalnie żąda orkiestry. No, ale to już wiedziałem, więc tej płyty nie kupiłem.
Ku pokrzepieniu serc. Emerytura jest okresem życia dającym , wbrew pozorom, najwięcej możliwości. Nie poddawać się. Nie zamykać. Przypomnieć sobie stare pasje, tworzyć nowe.
piątek, 23 sierpnia 2013
wtorek, 6 sierpnia 2013
grafomania i Mikke
Grafomania przybiera nas sile. To co ukazuje się w naszej gazetce to drobny procent tego co powstaje. Moje dwa blogi: maghrebinietylko.blogspot.com oraz znotatnikapryka.blogspot.com maja już średnio po sto postów. Ale na tym nie koniec. Zacząłem bardziej regularnie pisywać do fachowych periodyków brydżowych i teraz, zgodnie z zapotrzebowaniem, prowadzę aż trzy cykle artykułów. Opinie, o dziwo, są bardzo pozytywne, i jestem czasem porównywany (co bardzo mi pochlebia) do Janusza Korwina Mikke. A ten mistrz lekkiego pióra, pisywał kiedyś w „Brydżu” cykl artykułów pod tytułem „ pewnego razu”. Popularność te artykuły miały niebywałą, sporo czytelników właśnie dla nich kupowało „Brydża”. Ale Mikke już do „Brydża” nie pisuje i pozostało miejsce do zagospodarowania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)