Uparty to ja jestem. Nie bacząc na:
- coraz mniejszą giętkość kości
- coraz gorszą percepcję
- postępującą sklerozę
że wymienię tylko te najważniejsze, uparłem się że nauczę się porządnie grać na gitarze. I to klasycznej, co tylko dowodzi tezy o postępującym zidioceniu. Na początek dowiedziałem się że wszystko robię źle: kompletnie źle trzymam gitarę, złe ułożenie rąk, palców itd. Efekt taki że uczę się od nowa. Nie ukrywam że to ciężka praca. Już bym zrezygnował gdyby nie to że jestem koziorożcem, i że (ku mojemu zdziwieniu) pan Profesor mówi ze robię postępy. Nie za bardzo mu wierzę- chyba tak mówi dla picu.
A kiedy zagram marzenie mojego życia (gitarowe rzecz prosta)- „Concierto de Aranjuez” czy chociażby „Private Investigation” Knopflera? Chyba w przyszłym życiu. I jak już zobaczyłem jaki jestem gitarowy głąb, to wydawałoby się proste (acz mistrzowska zagrane przez Keitha Richardsa)
„Little red rooster” wydaje też za trudne. Ach życie..
Jestem załamany i trudem powstrzymuję nachodzące mnie myśli samobójcze. Ale mam plan.
Może na razie zacznę od przygrywki do „Stairway to Heaven” – wydaje się prostsze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz