wtorek, 10 lutego 2015

ikony

Zapraszam was na wernisaż moich ikon- powiedziała Krysia Milanowska.
Będzie też i koncert, przyjedźcie koniecznie. Pojechaliśmy. Ikony, jak się dowiedziałem, nie są malowane. Nie jest to też i grafika, więc co? Ikony się pisze!!. Taka nomenklatura. Nazw technik malowania (przepraszam- pisania) nie będę przytaczał, bo to za skomplikowane. Ale końcowy efekt olśniewający.

A koncert? No, bardziej taki dla wszystkich, nie dla koneserów muzyki. Melodie srebrnego ekranu. Wśród innych znalazła się i muzyka do filmu „Pianista” Wojciecha Kilara. Co za muzyka- ktoś powie- przecież to muzyka Chopina wrzucona do filmu, i tyle. Niekoniecznie. Jest i ścieżka dźwiękowa samego Kilara.
Olbrzymimi atutem filmu jest też fantastyczny dobór muzyki Chopina, a to olbrzymia sztuka. Jest taka scena, gdzie nasz bohater ukrywa się w domu, na górze, a na dole stacjonuje sztab niemiecki. Odnajduje go przypadkowo Niemiec, przepytuje go kto zacz i usłyszawszy odpowiedź że rozmawia pianistą, prosi o zagranie czegoś. Pamiętamy, jest wojna, patriotyzm może nas drogo kosztować. I tu Szpilman w swoich pamiętnikach pisze, że zagrał wtedy nokturn cis-moll Chopina.
Żaden tam Beethoven czy Mozart. Chopin!! Ale nokturn, czyli „muzyka nocna” nie pasuje. Tego zdania był Kilar, bo sp0d palców Olejniczaka spłynęła Ballada g-moll.
Ballada ma to do siebie, że zaczyna niemrawo i w trakcie się rozpędza. I tak było, pianista zrazu nierozgrzany, nabiera wigoru i kończy efektownym finałem. Ballada, choć poszatkowana nieco na potrzeby filmu, wpasowała się w tę scenę idealnie. I na tym, na takim doborze (oprócz własnej ścieżki dźwiękowej) też polega wielkość i geniusz Kilara.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz