Dzwoni telefon. Jakiś miły żeński głos pyta: Czy rozmawiam z panem Wowkonowicz(?!). Tak. - potwierdzam - Ale ja się deklinuję – dodaję. Ach to przepraszam, zadzwonię później. W tym miejscu zacytuję genialnego matematyka i świetnego aforystę. Otóż Hugo Steinhaus powiedział tym, którzy nie życzyli sobie odmieniania ich nazwiska: "Pan jest właścicielem swojego nazwiska tylko w mianowniku liczby pojedynczej. Pozostałymi przypadkami rządzi gramatyka!".
Przypadek panienki z call center tylko potwierdza tendencje ogólnego zidiocenia. Błędy gramatyczne, ortograficzne, semantyczne, nie mówiąc już o merytorycznych, są na porządku dziennym. Ale czemuż to się dziwić, skoro nawet poziom tzw dziennikarzy spada poniżej zera. I będzie coraz gorzej, bo taki jest trend, dopóki prostak czuje się dumny ze swego prostactwa, a nieuk z nieuctwa.
Dawno temu mieliśmy, w domu rodzinnym, gosposię – Marysię. Gdy założyli nam telefon, czuliśmy się, jakbyśmy Pana Boga za nogi złapali. Ale do czasu. Do Marysi wydzwaniali bezustannie rozmaici absztyfikanci, zazwyczaj zaczynając rozmowę od: „kto mówi”. Nie zrażali się naszymi reakcjami, i nawet urządzaliśmy sobie konkurs na najlepszą odpowiedź. Rekord padł szybko.
- Kto mówi- klasyczne zadzierzgnięcie rozmowy
- Joanna D’Arc- reakcja mamy była błyskotliwa. Ale nie doceniła interlokutora.
- Pani Darkowa, pani da Marysię!!!
No tak ale to było ponad pół wieku temu. Ale i dziś założę się, widząc z przerażeniem co się wokół dzieje, że spory procent pytanych kto zacz Joanna D’arc, będzie miała z odpowiedzią kłopot.
Trochę sobie ponarzekałem. Ale dobrze. Przecie mój blog musi sobie zasłużyć jakoś na nazwę: „Z notatnika pryka”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz