wtorek, 17 czerwca 2014

camel

Na UTW, gdzie „studiuję” hiszpański, są też inni studenci i inne języki. Tamże spotkałem czarującą postać: Na długiej szyji osadzona była nieduża głowa, gdzie zza okularów spoglądały na świat błękitne smutne oczy. Pokaźny korpus (187) trzymał się na olbrzymich stopach- 45 nr buta. Nie dziwota iż osobnik ów otrzymał jakże zasłużoną ksywe: Camel. I stworzył on dzieło, które powinno przetrwać pokolenia- Camel lengłydż. Zasady tego języka były bardzo proste- otóż Camel używał jednego tylko czasu- bezokolicznika, lecz dla większego uproszczenia był to tzw bezokolicznik kamelowski. Np. od słowa „iść”- bezokolicznik był „GO”, ale już od „powiedzieć” był nie ”tell” lecz „TOLD”. Zatem fraza „ idę do domu” brzmiała „I go home”, lecz „mówię ci” to było: „I told you”. Problem z czasami? Żaden, bo Camel znał słowo jesterdey. (nie poprawiać!) i nie w ciemię bity zauważył, że John czytamy Dżon, jest dżersej nie jersej, a więc: DŻESTERDEJ!! To słówko –wytrych zamieniało w czarodziejski sposób czas. A zatem „poszedłem” brzmiało: „DŻESTERDEJ I go”, i „powiedziałem ci” to oczywiście „DŻESTERDEJ I told you”
Czas przyszły był równie prosty- w sukurs przychodziło skromne „will” a DŻESTERDEJ oznaczało po prostu: uwaga, zmiana czasu!!. Tak więc „pójdę” to po prostu :”DŻESTERDEJ I will go” no i clou programu: powiem ci:- „DŻESTERDEJ I will told you”. Stronę bierną Camel tworzył równie prosto- przez dodawanie końcówki „..ed”. By nie robić sobie bełtu w głowie Camel- ignorując uparcie jakieś głupie napisy typu „made in Poland” uparcie trzymał się swojej wersji: maked. No i co? Wszyscy rozumieli go znakomicie!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz