Sport w szkole
Przemek, mój kolega jeszcze ze szkoły podstawowej, przysłał mi ze Stanów list. A w nim wycinek z gazety. Okazuje się, że mój szkolny kolega jest sławny, bo ukończył Maraton Nowojorski!! Jest w moim wieku, więc miał racje Dymsza z kolegami, śpiewając że życie zaczyna się po siedemdziesiątce. W każdym razie się nie kończy. A edukację sportową w podstawówce zaczynaliśmy u nas, pod okiem mego taty. Po szkole tata brał nas to na boisko szkolne, to na własnym sumptem zrobione boiska osiedlowe, lub zgoła na pole. I uczył nas sportu. Uczył techniki biegania i skakania, biegu przez płotki i zmiany pałeczki w sztafecie. Uczył tenisa ziemnego i stołowego, koszykówki i siatkówki. Zrobił stół do ping-ponga i w naszej piwnicy powstał klub. Tamże to ograł ówczesnego mistrza Polski. Sam owładnięty sportem, reprezentant polski w siatkówce, czołowy tenisista, znał się na sporcie jak rzadko kto i postanowił tę wiedzę przekazać młodzieży. A ta go wręcz uwielbiała. Po wielu latach koledzy ze szkoły (czasem przypadkowo spotkani) zaczynali od pytania: jak się czuje tata.
Nie tylko Przemcio miał zaszczepioną miłość do sportu.
Mój inny kolega- „Skorupa” zdobył Mistrzostwo Polski na 400 przez płotki. No bo przecież technikę, jako się rzekło, miał niezłą.
Janka spotkałem po latach na treningach ping-ponga na Spójni. Zdobył świeżo tytuł Mistrza Świata!! (to co, że Weteranów). A pierwsze kroki stawiał u nas w piwnicy i tam to (ze względu na szczupłość miejsca przy stole) nauczył się wspaniale grać blokiem.
Włodek jest cenionym trenerem tenisa ziemnego. Pamiętam jak na Spójni tata uczył go (do znudzenia) jak ustawiać się do bekhendu. Dziś klasyczny bekhend Włodka uważany jest za wzorcowy i, by się go nauczyć, przyjeżdżają ludzie z całej Warszawy.
Jurka tatuś nauczył trudnej sztuki, jak „oszukiwać” przeciwnika przy siatce. Później, grając w drużynie Politechniki, Jurek ośmieszał wręcz przeciwników kiwkami granymi na przemian z potężnymi ścięciami.
W ramach obchodów 40-lecia Prochemu- macierzystej firmy, na turniej tenisowy został zaproszony i mój tata. Jako emeryt (miał 68 lat), w uznaniu zasług – był nieprzerwanie Mistrzem przez 20 lat. W meczu ćwierćfinałowym gra z Tadeuszem, o 30 lat młodszym. Jest wrzesień, pogoda ładna, a Tadzio z wywieszonym językiem lata z rogu do rogu, ganiany przez tatę niemiłosiernie kąśliwymi piłkami. Gdy już zdjął z siebie wszystko co miał i potwornie spocony dyszy w czasie przerwy, tata się odzywa:
- panie Tadziu - mówi- bardzo przepraszam, ale chyba coś włożę na siebie, bo jakoś tak chłodno. Pan mi ciągle gra na środek kortu i nie mam możliwości by się choć trochę rozgrzać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz