Narzekamy na polską służbę zdrowia? A ci co narzekają mają jakąś skale porównawczą? No to posłuchajcie:
Byłem we Francji u mojego przyjaciela Czesława Lewy, profesora Uniwersytetu w Rennes, w Bretanii. Specjalisty od fizyki laserowej. Któregoś ranka Czesio źle się poczuł, zawiozłem go zatem do kliniki uniwersyteckiej na badania. Zgłosiliśmy się gdzie trzeba i czekamy. Mijają minuty, kwadranse, godziny. Po trzech godzinach nie wytrzymałem i interweniowałem. Zrazu spokojnie, po następnej godzinie- ostrzej. Poskutkowało i po następnej godzinie doktór z pielęgniarzem podchodzą do mnie. Ten bierze mnie pod pachy i ciągnie do gabinetu. Ale ja nie jestem chory!- protestuję. Każdy tak mówi- on na to- proszę nie stawiać oporu. Wytłumaczyłem nieporozumienie i zajęli się w końcu tym rzeczywiście chorym. I już po 8 godzinach mogliśmy wyjść na wolność.
Nawiasem mówiąc mój przyjaciel opracował rewolucyjny system pomiarów w medycynie, tysiąckrotnie (!) dokładniejszy od dotychczas stosowanego. Było nawet zgłoszenie zespołu pod kierownictwem prof. Lewy do Nagrody Nobla.
Niestety ciężka choroba uniemożliwiła Czesiowi dokończenie i godne zwieńczenie swych prac. Szkoda
Ku pokrzepieniu serc. Emerytura jest okresem życia dającym , wbrew pozorom, najwięcej możliwości. Nie poddawać się. Nie zamykać. Przypomnieć sobie stare pasje, tworzyć nowe.
poniedziałek, 25 listopada 2013
czwartek, 21 listopada 2013
następcy Kubicy
Mój przyjaciel, były czołowy rajdowiec Piotr Wróblewski, właściciel renomowanej rajdowej szkoły na Bemowie, był bardzo podekscytowany. Wyobraźcie sobie- mówił- przychodzi jutro do mnie na Bemowo następca Kubicy, będą kręcić o nim reportaż. Chłopak 17 lat, wygrywa już z dużo starszymi, i został zaproszony do testów przez Ferrari! Będzie jutro w TV! Obejrzałem. Sam Piotr Wrr też pod wrażeniem, wypowiada się że to olbrzymi talent. No i rusza lawina. Po 2 dniach umawiamy się na sesję zdjęciową, a przy okazji Wróbel mówi (troszkę z niedowierzaniem), że zgłosił się do niego tata tym razem 15-letniego mistrza. Sprawdzę co umie- mówi z powątpiewaniem- bo ci rodzice są bezkrytyczni. Przyjeżdżam ze sprzętem foto na Bemowo i widzę Piotra Wrrr ze szczęką opadniętą do kolan. Wyobraź sobie-mówi- że ten młody pod dwóch kółkach pobił rekord toru. Biorę go za tydzień na profesjonalny wyścigowy tor. Niech Kubica się nie martwi- ma następców!
niedziela, 10 listopada 2013
toczność choda
Byliśmy na wycieczce i teraz chłopaki dyskutują o rowerach. Krzysiek chwali swoją Meridę: sama jedzie, mówię wam! Przejechałem ponad kilometr bez naciskania na pedały, taką ma toczność! -Czy wiecie co znaczy słowo „toczność”?- pytam,- wytłumaczę wam na przykładzie:
Dawno temu, w pracy mieliśmy strasznego kadrowca. Podpisywało się wtedy listę obecności, chodziliśmy do pracy na siódmą, a on zabierał już listę o 7:01. Delikwent potem musiał pisać wyjaśnienia dlaczego się spóźnił, co zajmowało godzinę, nie minutę. Mnie skończyły się już wszystkie wymówki- naprzód zachorowałem ja i cała rodzina, potem brałem udział w różnych wypadkach, uśmierciłem krewnych i znajomych. Napisałem zatem tak:
„Kupiłem budzik produkcji radzieckiej. Ma on napisane: toczność choda (czyli dokładność) - 5 minut. Ja spóźniłem się tylko trzy. Jestem zatem lepszy niż radziecki budzik, proszę więc usprawiedliwić moje spóźnienie.”
Kadrowiec chyba zgłupiał bo odpisał:
„Należy wyrzucić budzik radziecki, a kupić jakiś lepszy”
Lepszy niż radziecki? O nie! Wziąłem pismo i zaniosłem do „popa” (Podstawowa Organizacja Partyjna). I od tej pory kadrowiec już się mnie nie czepiał.
A wy, chłopcy, już wiecie co znaczy „toczność choda”
Dawno temu, w pracy mieliśmy strasznego kadrowca. Podpisywało się wtedy listę obecności, chodziliśmy do pracy na siódmą, a on zabierał już listę o 7:01. Delikwent potem musiał pisać wyjaśnienia dlaczego się spóźnił, co zajmowało godzinę, nie minutę. Mnie skończyły się już wszystkie wymówki- naprzód zachorowałem ja i cała rodzina, potem brałem udział w różnych wypadkach, uśmierciłem krewnych i znajomych. Napisałem zatem tak:
„Kupiłem budzik produkcji radzieckiej. Ma on napisane: toczność choda (czyli dokładność) - 5 minut. Ja spóźniłem się tylko trzy. Jestem zatem lepszy niż radziecki budzik, proszę więc usprawiedliwić moje spóźnienie.”
Kadrowiec chyba zgłupiał bo odpisał:
„Należy wyrzucić budzik radziecki, a kupić jakiś lepszy”
Lepszy niż radziecki? O nie! Wziąłem pismo i zaniosłem do „popa” (Podstawowa Organizacja Partyjna). I od tej pory kadrowiec już się mnie nie czepiał.
A wy, chłopcy, już wiecie co znaczy „toczność choda”
czwartek, 7 listopada 2013
nie tylko Teneryfa
Nie można pominąć wyjazdu na sąsiednią wyspę Gomerę. Dużo mniejsza od Teneryfy, lecz podobnie podzielona jak nożem na 2 części- suche i słoneczne południe i wilgotną północ. Park krajobrazowy Garajonal, słynący z tzw „deszczu poziomego” (doświadczyliśmy) wpisany na listę UNESCO. Absolutną ciekawostką jest, ciągle jeszcze w użyciu, język gwizdany. Ze względu na znaczne odległości i kłopoty z transportem, tak się ongiś porozumiewali mieszkańcy wyspy. Gwizd nie zastępuje znaczeń, lecz imituje dźwięki, można zatem gwizdać w każdym języku. Języka tego obowiązkowo (!) uczą w szkołach. Na zakończenie prezentacji języka, dwóch tubylców daje pokaz. Ktoś z nas, chowa różne przedmioty, pierwszy z nich opowiada to gwizdem a drugi (nieobecny przy chowaniu), nazywa i odnajduje je bez pudła!
No i odrobina fartu. Kierowca- wesołek, ciekawie opowiadający, nie znający ani w ząb innego języka. Zaczęło się od tłumaczenia dla anglików, a potem robiłem za tłumacza dla całej grupy. Poszło nieźle, czym zaskoczyłem sam siebie.
No i odrobina fartu. Kierowca- wesołek, ciekawie opowiadający, nie znający ani w ząb innego języka. Zaczęło się od tłumaczenia dla anglików, a potem robiłem za tłumacza dla całej grupy. Poszło nieźle, czym zaskoczyłem sam siebie.
środa, 6 listopada 2013
Teneryfa
O Wyspach Kanaryjskich było wiele powiedziane. Dla wielu stały się synonimem (szczególnie w czasach PRLu) luksusu gdzie „zdrowa” część społeczeństwa nigdy nie jeździła. A o tym że jest to bardzo ciekawa i przepiękna krajobrazowo część świata nikt nawet nie wspominał. Choćby krater wulkanu- leżący na Teneryfie najwyższy punkt Hiszpanii (ponad 3700 m npm), czy górska wioska z wąwozem Masca. Droga do Maski notabene przewyższa grozą wszystkie znane mi alpejskie drogi. Nasze Polo ciągnęło tylko na jedynce, mieszcząc się z trudem w zakrętach. Nie pominęliśmy też jednego z najwspanialszych w Europie Loro Parku. Na kilku hektarach zgromadzono kilkaset gatunków fauny i flory. Cudowne pokazy delfinów wspaniale współpracujących z ludźmi i wyczyniających karkołomne sztuczki. Orki dowcipnie wykorzystujące swą siłę do ochlapania ludzi siedzących w pierwszych rzędach. Frajerzy zlekceważyli ofertę sprzedaży pelerynek po 3 euro za sztukę, teraz musieli zakupić chyba nowe, suche spodnie i koszule. Foki- wiadomo, zręczne jak mało co, pingwiny w autentycznie zimowej scenerii i tysiące innych.
Odwiedzając stolicę Wysp Kanaryjskich- Santa Cruz, dowiedzieliśmy się że są dwie stolice. Otóż, gdy Gran Canaria urosła w siłę, zrobiła wraz z Lanzarote i Fuertaventurą- rokosz. Niepostrzeżenie ogłoszono Las Palmas na Gran Canaria- nową stolicą. Teneryfa się nie dała i tak to okazało się, że są dwie stolice. Wreszcie zawarto rozejm, i tak to stolica zmienia się oficjalnie co pół roku. Dodatkowym bodźcem wyboru wyjazdu na Teneryfę był chęć praktycznego sprawdzenia języka hiszpańskiego. Bez podpierania się angielskim. Próba wypadła nieźle, a czasami hiszpański był wręcz nieodzowny, jak np. w wypożyczalni samochodów, czy w muzeum w Masca. Albo przydatny jak w Icod de los Vinos, przy degustacji win. Prezentacja szła w slangu polsko-angielskim (tzw: ponglish). Przy próbie jakiegoś tam napoju, pani mówi: to działa jak viagra. Odczekuję chwilkę i protestuję: 5 minut minęło i nic! Panienka zrobiła wymowny gest pt: chodź ze mną to zobaczymy. Nie poszedłem, żona i tak by nie pozwoliła.
Wieczory spędzamy przy muzyce, gdzie trzech (na zmianę) pianistów daje koncerty. Pianiści różnej maści i klasy, jednego udało się wszelako przekonać do zagrania 2 pięknych preludiów Chopina. Drugi- artysta czujący klimat i rytmy, płynnie zmieniający ragtime w swing. Trzeci- znakomity kontakt z publiką, nieomalże koncert życzeń. Szczęśliwy że trafił na kogoś kto rozpoznaje, choć z grubsza, to co gra, przyjął moje pewne sugestie i w ogóle skumplowaliśmy się.
Subskrybuj:
Posty (Atom)