środa, 6 listopada 2013

Teneryfa


O Wyspach Kanaryjskich było wiele powiedziane. Dla wielu stały się synonimem (szczególnie w czasach PRLu) luksusu gdzie „zdrowa” część społeczeństwa nigdy nie jeździła. A o tym że jest to bardzo ciekawa i przepiękna krajobrazowo część świata nikt nawet nie wspominał. Choćby krater wulkanu- leżący na Teneryfie najwyższy punkt Hiszpanii (ponad 3700 m npm), czy górska wioska z wąwozem Masca. Droga do Maski notabene przewyższa grozą wszystkie znane mi alpejskie drogi. Nasze Polo ciągnęło tylko na jedynce, mieszcząc się z trudem w zakrętach. Nie pominęliśmy też jednego z najwspanialszych w Europie Loro Parku. Na kilku hektarach zgromadzono kilkaset gatunków fauny i flory. Cudowne pokazy delfinów wspaniale współpracujących z ludźmi i wyczyniających karkołomne sztuczki. Orki dowcipnie wykorzystujące swą siłę do ochlapania ludzi siedzących w pierwszych rzędach. Frajerzy zlekceważyli ofertę sprzedaży pelerynek po 3 euro za sztukę, teraz musieli zakupić chyba nowe, suche spodnie i koszule. Foki- wiadomo, zręczne jak mało co, pingwiny w autentycznie zimowej scenerii i tysiące innych.
Odwiedzając stolicę Wysp Kanaryjskich- Santa Cruz, dowiedzieliśmy się że są dwie stolice. Otóż, gdy Gran Canaria urosła w siłę, zrobiła wraz z Lanzarote i Fuertaventurą- rokosz. Niepostrzeżenie ogłoszono Las Palmas na Gran Canaria- nową stolicą. Teneryfa się nie dała i tak to okazało się, że są dwie stolice. Wreszcie zawarto rozejm, i tak to stolica zmienia się oficjalnie co pół roku. Dodatkowym bodźcem wyboru wyjazdu na Teneryfę był chęć praktycznego sprawdzenia języka hiszpańskiego. Bez podpierania się angielskim. Próba wypadła nieźle, a czasami hiszpański był wręcz nieodzowny, jak np. w wypożyczalni samochodów, czy w muzeum w Masca. Albo przydatny jak w Icod de los Vinos, przy degustacji win. Prezentacja szła w slangu polsko-angielskim (tzw: ponglish). Przy próbie jakiegoś tam napoju, pani mówi: to działa jak viagra. Odczekuję chwilkę i protestuję: 5 minut minęło i nic! Panienka zrobiła wymowny gest pt: chodź ze mną to zobaczymy. Nie poszedłem, żona i tak by nie pozwoliła.
Wieczory spędzamy przy muzyce, gdzie trzech (na zmianę) pianistów daje koncerty. Pianiści różnej maści i klasy, jednego udało się wszelako przekonać do zagrania 2 pięknych preludiów Chopina. Drugi- artysta czujący klimat i rytmy, płynnie zmieniający ragtime w swing. Trzeci- znakomity kontakt z publiką, nieomalże koncert życzeń. Szczęśliwy że trafił na kogoś kto rozpoznaje, choć z grubsza, to co gra, przyjął moje pewne sugestie i w ogóle skumplowaliśmy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz