środa, 6 maja 2015

Zlot rodzinny


Babcia była jedną z 10 rodzeństwa, toteż trudno się dziwić, że rodzina była dość liczna.




Pół wieku temu rodzina postanowiła się zebrać do kupy.

W czasach PRLu nie było to łatwe, potrzebne były zgody setek instytucji, ale w końcu się powiodło. Organizatorem był wuj Leszek Dobrucki, niestrudzony działacz sportu i turystyki. Nad jezioro Bachotek zostało dowiezione (wypożyczonymi przez wuja ciężarówkami) praktycznie wszystko, od wieloosobowych namiotów począwszy. A program?- przede wszystkim sport. Ponad pół setki osób podzieliło role i zaczęło (ja też jako małoletnie pacholę) od budowania pomostu i wieży do skoków do wody. Powstały boiska do siatkówki kosza i nogi.
Bieżnie, rzutnie i skocznie. Powstała, a jakże, polowa kuchnia. Odbywały się różne konkurencje i mecze: wujowie kontra małolaty. A wieczorami ogniska z piosenkami i kiełbaskami podlewanymi co najwyżej piwem. 2 tygodnie zlecały jak jeden dzień.


Pamięć w narodzie trwa, toteż po pół wieku postanowiliśmy odświeżyć te cudowne chwile i, teraz już jako dzieci i wnukowie tamtych pionierów, zaczęliśmy organizować podobny zlot. Miejsce narzucało się samo- stanica wodna i ośrodek im Leszka Dobruckiego na Mazurach. Czasy inne to i wymiar inny. Wygospodarować się dało zaledwie 3 dni ale za to na liście uczestników widniało 116 pozycji.
Program oczywiście głównie sportowy jako że sport królował w rodzinie od wielu lat. Brat babci Jerzy Bajan – lotnik- jako pierwszy polak wygrał prestiżowy Challenge i został najlepszym pilotem Europy. Ma swą ulicę w Warszawie. Tadeusz Wowkonowicz, wielokrotny Mistrz Polski w narciarstwie w konkurencjach klasycznych, Olimpijczyk!!
Mój tata- zawodnik pierwszoligowy, i zwycięzca wielu turniejów w tenisie, reprezentant Polski w siatkówce. Jurek Dobrucki, mistrz polski w narciarstwie alpejskim (w zjeździe), inni Dobruccy: Marek mistrz Warszawy na 100 m kraulem, Tomek- kapitan Żeglugi Wielkiej. Ale tu były też inne konkurencje jak np. skakanie na rowerze (styl i odległość) do wody, przeciąganie liny itp.

Ale centralnym punktem obchodów było ognisko, na które (wspólnie z kuzynem Wojtkiem) przygotowaliśmy kuplety czyli „opowieści o rodzinnej treści”. Wojtek zorganizował profesjonalną aparaturę nagłaśniającą (w swoim VW busie) z syntezatorami włącznie. Prowadził konferansjerkę a ja grałem na keyboardzie. Potem śpiewy i tańce przy ognisku do rana.
Cóś wspaniałego. Następnych obchodów (za kolejne 50 lat) nie doczekam. Ale pole do popisu dla wnuków i prawnuków jest!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz