Ku pokrzepieniu serc. Emerytura jest okresem życia dającym , wbrew pozorom, najwięcej możliwości. Nie poddawać się. Nie zamykać. Przypomnieć sobie stare pasje, tworzyć nowe.
czwartek, 24 maja 2012
civeta
Próbowaliśmy wielu miejsc na spędzenie tygodnia na nartach. Było Livigno, ongiś atrakcyjne ze względu na strefę wolnocłową, i Bormio. Było Cavalese z Alpe Cermis, pod które Justynka wbiega w tempie lokomotywy, choć ze zjechaniem z „Czeremisa” wielu miałoby kłopoty.
Mieszkaliśmy w Tre Valli, w Cortinie d’Ampezzo, a w San Martino di Castrozza chwyciły nas nieprzytomne opady śniegu, że bez łańcuchów ani rusz. Pięknie było na „Lusi” nieopodal Moeny i na Latemar z pięknymi trasami do Pampeago czy Predazzo. Znamy i Val di Sole i karuzelę Sella Ronda, wjeżdżaliśmy na „dach Dolomitów”- MarmoladęSkusiliśmy się kiedyś nawet na Plan de Corones, choć już sama nazwa Kronplatz powinna wzbudzić podejrzenia. I wiele innych których nie wymienię z braku miejsca.
Ale zawsze wracamy do Alleghe, na południe od Cortiny, gdzie króluje wspaniała góra Civetta czyli sowa. W tym roku już na wjeździe przywitały nas olbrzymie transparenty: Tour de Pologne. I to nie tylko na dole, ale i na górze! Czyżby Lang umieścił tam metę jednego z etapów??
Można było też zrobić sobie zdjęcia na podium (?dla kolarzy?). Zazwyczaj na tzw lunch zjeżdżamy zwykle do „rifugio” czyli schroniska na bombardino (na bazie ajerkoniaku z naparem z kawy i kremem) z batonikiem. Pewnego razu zastaliśmy na tarasie kapelę grającą takie kawałki jak „stand by me” czy „knocking on heavens door”. Narciarze tak się rozochocili że ruszyli w tany. W butach narciarskich!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz