czwartek, 10 kwietnia 2014

karabusz


Mój przyjaciel Wojtek był załamany.
- Zatrzymali mi prawo jazdy bo znów coś przekroczyłem. Chyba prędkość, ale przy okazji 21 punktów. I skierowali na egzamin. Nie mam szans go zdać.
Co kraj to obyczaj- mówię. - Ale może to lepsze, niż to co działo się w Libii.
Wyjazd samochodem po raz pierwszy na ulice Trypolisu był prawdziwym szokiem. Główne ulice zakorkowane totalnie, na podrzędnych też Meksyk, szybko jednak nauczyłem się poruszać w warunkach tej wolnoamerykanki. Wjeżdżało się “na rączkę”- odkręcona szyba i podniesiona ręka i jazda. Wpuszczali zawsze, mimo iż jechało się zderzak-w-zderzak. Wyprzedzanie z prawej i lewej, przejazd na czerwonym świetle, skręty bez kierunkowskazów, jazda w nocy bez świateł, autostradą pod prąd- to wszystko chleb codzienny. Ale zasady współpracy bardzo dobre i per saldo jeździło się tam łatwiej niż w Polsce. Nikt też przesadnie nie przestrzega zasad oprócz jednej: jesteś Libijczykiem- masz rację. Toteż unikamy wszelakich konfliktów z miejscowymi, bo i tak stoimy na straconej pozycji. A co się dzieje w przypadku kolizji dwóch Libijczyków? Tu zasada też jest prosta- rację ma lepszy (droższy) samochód. Proste!
Uzbrojony w powyższe mądrości jeździłem po Libii coraz pewniej, kiedyś wyprzedziłem z prawej (normalka) marudera trzymającego się uparcie lewej. Niestety miałem pecha bo:
1- wzbiłem tuman kurzu leżącego na jezdni przy krawężniku,
2- wyprzedzany był Libijczykiem
3- na skrzyżowaniu do którego zmierzałem stał policjant. Bez żadnej dyskusji zabrał mi dokumenty i kazał zgłosić się na policji (dobrze że znałem słówko “szorta”- policja) na „szara Naser” czyli w komisariacie przy ulicy Nasera.
Następnego dnia z tłumaczem z mojej firmy (obowiązujący język- arabski) stawiliśmy się na komisariacie. Na wstępie trzeba odbyć rytuał obowiązkowy, a więc pytania o zdrowie, o zdrowie żon, dzieci, kuzynów, baranów i kóz. Obowiązkowa herbata z cukrem 1:1, i smakowitym siorpaniem i mlaskaniem.
I już po pół godzinie można przejść do meritum. Cienki jestem jeszcze w arabskim- dopiero pół roku w tym kraju- ale już odróżniam słowa: sayara- samochód, nusz kłejs- niedobrze, i (o zgrozo) KARABUSZ- więzienie! Struchlałem bo o tutejszych więzieniach nasłuchałem się horrorów. Czekam jednak grzecznie spodziewając się najgorszego. W końcu Piotruś, nasz tłumacz, mówi: popełniliście (?) przestępstwo- tzn ty i twój samochód. Ty jesteś bardzo cenny bo pracujesz tu jako wybitny specjalista (tak im wytłumaczył!!) zatem do więzienia idzie samochód!! Jutro masz się zgłosić z samochodem. Zgłosiłem się. Pobrali oda mnie odciski palców, od mojego volkswagena- odciski opon, zrobili nam zdjęcia. Musiałem jeszcze się zgłosić do więzienia dla samochodów. Tydzień (!) trwało wstawianie samochodu do karabusza, dwa tygodnie zasądzonego aresztu i tydzień go wyciągałem. A wszystko to przez pecha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz