czwartek, 27 września 2012

aut!


Wracam właśnie z treningu ping ponga. Dziś lekcje miałem z trenerem- Michałem. Taka godzina treningu- zwykle ustawianie i poprawianie techniki to bardzo pożyteczna rzecz, i praktykują to nawet dużo lepsi ode mnie. Ostatni kwadrans to krótki meczyk na punkty. Z Michałem grającym normalnie (szmaja, gra lewa ręką) nie mam żadnych szans więc są 2 metody:

• Pierwsza- handicapowa. Punkty liczą mi się (jak uda się zdobyć jakiś)- trzykrotnie. Zbyt trudny serwis (nie do odebrania) nie liczy się. A za wyjątkowo złośliwy serwis- odejmuję mu punkt. Tym sposobem udaje się jakiegoś pojedynczego seta wygrać.

• Druga metoda- prostsza. Michał na co dzień mańkut, musi grać prawą ręką. To tak jakbym ja grał lewą. Tu już czasami nawiązuje walkę. Dziś spytał jak ma grać. Żadnych ulg- mówię- graj jak człowiek prawą ręką. Ale i tak mnie ograł.
Przy okazji człowiek się uczy. Jedna jego piłka o mały włos nie dotknęła stołu. On podniósł rękę (tak dla żartu), sorry- mówi. Niby ze widział (słyszał) ze piłeczka zahaczyła o stół.

Nie ze mną te numery. Setki godzin gry w tenisa i wypróbowałem takie (wiadomo) żarty.
- przeciwnik gra pierwszy serwis autowy. Aut!- krzyczysz- i walisz rozluźniony cudowną piłką nie do obrony. Przeciwnik zbiera się do drugiego serwu a ty: żartowałem- mówisz.


- leci piłka do której nie dochodzisz, zanim więc spadnie krzyczysz: aut! Bywa ze partner się skonfuduje. Lub tak się roześmieje że rozboli go brzuszek.
A co zrobić jak przeciwnik zagra skrót- tu już nie możesz krzyknąć: aut. Więc co? Obrońca (ty) daleko, napastnik blisko, a więc- spalony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz