Mistrzostwa Polski. Z Wojtkiem Pijanowskim liczymy partię |
Kiedyś fascynowałem się starojapońską grą w GO, a na liście rankingowej moimi „sąsiadami” byli Wojtek Pijanowski i Janusz Korwin Mikke (mój kolega od stolika brydżowego). Walczyliśmy zażarcie na miejscach 4-8 (pierwsza trójka znacznie odjechała) o wejście do szóstki i prawo reprezentowania Polski. Załapaliśmy się zgodnie we trzech co bardzo nas zbliżyło. I bardzo się też ucieszyłem gdy zobaczyłem „Mikusia” na widowni teatru Współczesnego na spektaklu sztuki „Napis”. Przywitaliśmy się wylewnie ale nie było nam dane pogawędzić, gdyż Janusz został natychmiast rozpoznany i w kolejce do szatni zapraszany co rusz do sesji zdjęciowej telefonami komórkowymi. Na jedną sesję zaprosili też nie wiadomo czemu i mnie i nasze żony. Morał: korzystajcie z okazji kulturalnego spędzania czasu, może następnym razem zaprosi was do zdjęć Pijanowski albo Palikot!
Sama sztuka wzbudziła we mnie refleksję o dowolności tłumaczeń. Oto w kluczowym momencie pada dość niepochlebne słowo francuskie „con”. W wersji teatralnej tłumacz poszedł po bandzie i zostało on przetłumaczone na „h..” (przepraszam, chyba oficjalna pisownia jest „ch…”). W wersji telewizyjnej tłumacz odpuścił nieco na „k….s”. Tys piknie, jak powiedziałby Kwiczoł. To samo słowo w sztuce „le diner de con” w Ateneum poszło łagodnie- jako „głupiec” („kolacja dla głupca”). Najtrafniej ujął to jednak Młynarski w swej piosence: u niego con to po prostu- „wał”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz