Mając coraz mniej sprawnie funkcjonujące mięsnie i stawy powoli zrezygnowaliśmy z Eweliną z „naszych” sportów: Ewelina (grała w drużynach szkolnych, akademickich)- z siatkówki, głównie ze względu na bark. Ja- z tenisa ze względu na odnawiające się wciąż kontuzje łokcia i nadgarstka, no i kondycję. Nie mam już zdrowia latać po korcie. Wspólne narty i rower nie wystarczały, poszukaliśmy czegoś innego i wybór padł na tenis stołowy. Wiele lekcji trzeba było wziąć u trenerów, wiele potu na treningach i w rezultacie chodzimy 2-3 razy w tygodniu na Spójnię. Szybko przychodzą tez pierwsze sukcesy: już po pięciu treningach udało mi się (przy forhendowym top spinie) nie przywalić rakietką w głowę. Mamy już tam mnóstwo znajomych, ba- przyjaciół, jeden z nich obchodził nawet swoją „pięćdziesiątkę” gronie nie tylko rodziny i znajomych, lecz i pingpongistów ze Spójni.
I tak to dbamy o kondycję, a przy okazji mamy dodatkowy „światek” gdzie przy rozmaitych okazjach spotykamy się. Jedną z takich okazji jest coroczny pingpongowy Protour na warszawskim Torwarze. Przez dwa tygodnie listopada mecze ranne i wieczorne pełne dramaturgii, najlepsi zawodnicy świata jak Timo Boll czy Samsonow. Wracam (lub nie) do domu na obiad i patrzę tylko by nie przegapić gry naszych (Such, Błaszczyk, Górak, Partyka…) i Timo Bolla!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz