niedziela, 22 kwietnia 2012

Alibaba w Maroku

No i nadszedł wreszcie tak długo oczekiwany wyjazd na południe Maroka. Nie jest to, jak niektórzy się spodziewali „tydzień oglądania piachu”. Nic z tego. Był oczywiście też i wyjazd na pustynię piaszczystą- Wielki Erg Zachodni, gdzie zachód słońca robi niesamowite wrażenie. Oglądając to widowisko czułem nostalgiczną tęsknotę- przez miedzę leży Algieria i Taghit gdzie tenże Erg widziałem po raz pierwszy.
Wszelako nasza tygodniowa podróż to i pustynia kamienista i góry (Col du Tichka +2260npm), doliny rzek (Draa), oazy i palmiarnie, kaniony (gorges du Dades, lub Todra). Nade wszystko jednak są to stare kasby i ksary (ufortyfikowane domostwa lub wioski), osady berberów i nomadów. Jak w bajce. Kilka gigabajtów zdjęć codziennie zrzucałem na laptopa. Podczas spotkań z miejscową ludnością próbowałem coraz śmielej obowiązującego tu języka, slangu franko-arabskiego którego, o dziwo, nie zapomniałem od czasu pobytu w Algierii czyli od ćwierćwiecza.
Zarobiłem też szybko na przezwisko Alibaba,- tytułowali mnie tak tutaj wszyscy(!)- zarówno na trasie jak w hotelach. Drugi tydzień pobytu – w Agadirze, wykorzystaliśmy nie tylko na wypoczynek nad oceanem, lecz i na wycieczki. Wypożyczonym autem odwiedziliśmy mi.in Essaouirę- malowniczy port rybacki oraz góry Antyatlasu z przepięknymi widokami i górskimi wioskami. Tam też został pobity rekord- przydrożnej knajpce za obiad dla 4 osób rachunek wyniósł 1,5 Euro. Gdy zaokrągliłem kwotę do 2 euro- właściciel nie wiedział co począć ze szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz