niedziela, 29 kwietnia 2012

J.A.P. Kaczmarek

J.A.P. Kaczmarek Nie wiem dlaczego ale najciekawsze audycje radiowe są właśnie rano. Jadę sobie samochodem i słucham, jak to mam we zwyczaju, Radia RMF Classic. Nadają właśnie audycję o naszym najbardziej uhonorowanym muzyku.
Bo to przecie J.A.P. Kaczmarek w 2005 roku zdobył Oskara za muzykę do filmu Marzyciel wyreżyserowanego przez Marca Forestera. Sięgają nawet do zamierzchłych czasów płyty Kaczmarka „Czekając na Kometę Halleya”. Aliści pominęli jeden istotny i ważki szczegół jego biografii.
W latach osiemdziesiątych, gdy mieszkaliśmy w Algierii, robiliśmy sobie wycieczki wakacyjne po Europie. I tak kiedyś przyszło do załatwiania wizy hiszpańskiej w Paryżu. Od rana zatem zapuściliśmy z młodym korzenie w konsulacie hiszpańskim, kibicując innym interesantom. Jeden z nich, jadący tranzytem do Portugalii, nie mógł za żadne skarby dogadać się z urzędnikiem po angielsku, który oczywiście (jak to Hiszpan) znał tylko hiszpański. No i kilka słów- ostatecznie byliśmy we Francji- po francusku. Z dobrego serca zatem, i trochę z nudów, zacząłem tłumaczyć.
Czas mijał, wizy przygotowywano, a przy kolejnej okazji tłumaczenia wymamrotałem: „popatrz synciu, jakie to niemoty”. Gościowi na to szczęka opadła i spytał ze zdumieniem czy my z Polski?! Tak. No to się rozgadał, że on muzyk, jedzie na koncerty do Portugalii a nazywa się Kaczmarek. Cosik mi zaświtało i pytam czy jedzie sam czy z „orkiestrą dnia ósmego” i czy będą czekać na kometę Halleya.
Tu Kaczmarek nie zdzierżył, no bo jak to? Spotkać gdzieś w świecie kogoś kto zna jego i jego muzykę, o co wcale niełatwo nawet w Polsce?! Nie mógł ochłonąć i odprowadził nas przez pół Paryża i uparł się zaprosić nas na piwo gdzieś w okolicy Pigalle. Gdy go jeszcze spytałem o technikę gry na fidoli Fishera (zaintrygowała mnie kiedyś ta nazwa więc ją zapamiętałem)– był w siódmym niebie i co chwilę powtarzał, a propos naszego spotkania: no wiesz, stary, to niesamowite!
Gdy dowiedział się że w ośrodku francuskim w Tlemcen i Annabie organizowane są koncerty, gdzie był sam Didier Lockwood, wyraził chęć przyjazdu i w podziękowaniu za pomoc dał nam plakat z własnoręczną dedykacją. Dostałem jeszcze kartkę na święta. Plakat wisi. I tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz