środa, 4 lipca 2012

Norwegia




W końcu przyszła pora na Norwegię. Na początek- przedziwne doświadczenie: wystartowaliśmy z Okęcia ok. 22 w nocy, i w trakcie lotu na północ widzimy rozjaśniające się niebo. W Oslo jasno prawie jak w dzień.

Jeszcze dobitniej będzie to widoczne w Trondheim- 500 km bardziej na północ- tam to słońce o tej porze prawie nie zachodzi. A im bliżej koła podbiegunowego tym bardziej nie zachodzi w lecie, ale też i nie wstaje w zimie.


Wycieczka dość męcząca – przejechaliśmy w sumie średnio 400 km dziennie ale warto było.

No bo do obejrzenia (i sfotografowania, rzecz prosta) było wiele. Przede wszystkim fiordy- norweska specjalność. Ściany fiordów wznoszące się na kilkaset metrów, kryształowo czysta woda i odbijające się w niej ośnieżone szczyty. Malownicze wodospady, i typowo norweskie kolorowe domki.

Przeprawy promowe i wycieczki statkiem, malutkie portowe miasteczka i znaczące miasta takie jak Trondheim czy Bergen ze starą drewnianą zabudową. Niezapomniany wjazd na pionową zadawałoby się ścianę trolli- Trollstigen, tej drogi człowiek nie mógł wszak zbudować, musiały to zatem zrobić trolle. Wjazd w ośnieżone góry na wysokość 2 tysięcy metrów. Uff!


Odpoczynek dopiero po powrocie, no i oczywiście następny tydzień pracy nad zdjęciami i przygotowywanie prezentacji. Na szczęście z muzyką nie ma problemu – zadbał o to sam Edward Grieg. A „W grocie króla gór” z Per Gynta pasuje jak ulał do trolli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz